Może mnie znielubicie, ale muszę się trochę pomądrzyć. Taka maniera wyniesiona ze szkoły, nic więcej
Lignit to węgiel w wersji lepiej zachowanej, czyli zawiera ciut więcej celulozy niż to, czym zwykliśmy palić w piecu. Różnica niewielka, bo kilku procentowa, zupełnie nieistotne. Lignit zawiera do 75% węgla, reszta do znacznej większości woda, poza tym czasem piach i inne zanieczyszczenia. Czyli nie zagłębiając się w szczegóły, to samo, co węgiel aktywny, tylko o o wiele mniejszej porowatości.
Węgiel jak to węgiel, wesoły chłopak i lubi towarzystwo. Tak bardzo, że wiąże się z czym popadnie, dlatego z taką lubością wrzucamy go do filtra, prawda? I wszystko było by fajnie, ale trzeba pamiętać, że węgiel w złożu nie jest szczelnie odizolowany od świata. Sączą się przez niego wody podziemne, obok są inne złoża i to jest istotny problem.
Węgiel dość często zawiera domieszki siarki - cukierki to to nie są. Poza tym w oparach spalanej przez maszyny górnicze benzyny fruwa radośnie cała masa metali szkodliwych dla ryb i w ogóle życia. A chemia to ta podła dziedzina nauki, w której nic nie jest wieczne, a o wielu decyduje elektroujemność.
Im większa różnica elektroujemności między pierwiastkami, tym bardziej się lubią. Jeżeli metale ciężkie zaabsorbowane przez lignit (czyli elektroujemny - w skali Paulinga 2,55 - węgiel) zostaną wyparte przez żelazo (1,83), mangan (1,55) czy dowolny inny pierwiastek bardziej elektrododatni od ołowiu (2,33), kadmu(1,69) czy rtęci (2,00), które często bywają w węglu brunatnym, może zrobić się przykro. Nagle zacznie wszystko zdychać, a na sekcji każdego podopiecznego uśmiechać się będzie do nad przekrwiona wątroba.
No ale też nie demonizujmy, nawet rtęć w śladowych ilościach w akwarium nie powinna zrobić wielkiej krzywdy, więc o ile źródło jest pewne i lignit nie pochodzi ze źródeł eksploatowanych od śmierdzącej ołowiem i w.w. rtęcią komuny, w okolicy nikt nie kopie siarki czy pirytu, a do Warszawy lub innego Berlina względnie daleko, wszystko powinno być ok po zwykłym przepłukaniu i wrzuceniu do wody. W wersji dla pedantów: przepłukaniu, wrzuceniu do wody i włożenia na jakiś czas do filtra węgla aktywnego. I po krzyku.
Czyli podsumowując - jak ze wszystkim - zachować ostrożność i będzie dobrze
A ze spraw czystko technicznych zanim weźmiesz się za mocowanie, pamiętaj, że to dość lekkie (duży przepływ w filtrze i co mniejsze kawałki latają) i czasem też kruche dziadostwo.
Edit: zapomniałam. Lignit może Ci też "zjeść" część lanych nawozów.