Stała się kompletna tragedia. Nie było nas kilka dni w domu, urlop i te sprawy, rybek doglądała osoba trzecia.
Porcje jedzenia przygotowane w osobnych kieliszkach, dozowanie nawozów rozpisane co do naciśnięcia, reszta to przecie automat.
W piątek przy wizycie - Rybki aktywne, zdrowe, żarte, wszystko w najlepszym porządku.
W sobotę po południu - Praktycznie cała obsada MARTWA, żyją tylko kiryski.
W wodzie tona jakiegoś kurzu, na szybach, roślinach, w toni wodnej ... mnóstwo tego jest, jak by ktoś worek od odkurzacza wypłukał. Owy kurz nie trzyma się mocno, to co osadza się na szkle czy roślinach to wystarczy machnąć ręką i samo w toń leci. Na trupkach ryb brak jakiś znaków szczególnych. No2 delikatnie podwyższone ... 0,05 ale to pewnie przez te trupki w wodzie. Do akwarium nie było nic dodawane, nic zmieniane, biologia była stara i dojrzała. Jedynie widzę, że butla z co2 się skończyła w ciągu tygodnia nie obecności. Przeszło mi przez głowę awaria, ale jak miał by niby paść zaworek precyzyjny ... dodatkowo przed wyjazdem widziałem pierwsze oznaki kończenia się butli... wiec brak gazu na obecną chwilę jest wytłumaczalny. Filtry działają i działały, braku prądu nie było bo czas na programatorze się nie przestawił.
nie wiem co się stało, masakra, nie mam pomysłu co właściwie zaszło i co do cholery pływa w wodzie
macie jakieś pomysły ?